- Do wyjścia. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na całym świecie. Justin przewrócił swoimi oczami, po czym pociągnął mnie w jakiś korytarz. Serce zabiło mi momentalnie dwa razy szybciej. - Amy nie musisz mnie się bać. - dodał patrząc na mnie znacząco.
- Człowieku ty mnie skrzywdziłeś i to nie jeden raz! - warknęłam wyrywając mu swoją dłoń z uścisku i stając w miejscu. - Myślisz, że po tym wszystkim wpadnę ci w ramiona i wykrzyknę, że ci wszystko przebaczam?
- Nie Amelia nie oczekuję tego, ale teraz jeśli nie ruszysz swojego seksownego tyłka, to będziesz krzywdzona kilka razy dzienne przez różnych facetów. - powiedział starając się brzmieć spokojnie, ale jego twarz zdradzała wszystkie emocje. Był zirytowany, zły i było coś jeszcze, ale nie mogłam tego zdefiniować.
- Dobra prowadź. - mój głos był niepewny, ale Justin najwyraźniej przymknął na to oko i chwycił moją dłoń prowadząc w jakieś nieznane mi miejsce. Przez całą drogę niepewność mnie nie opuszczała, a o strachu, to już nie wspomnę. Za każdym razem gdy przeszedł koło nas jakiś człowiek, to ja podskakiwałam bojąc się, że to James, albo jakiś z jego przydupasów. Jednak Justin za każdym razem mówił "spokojnie Amy, nic ci nie grozi" i uśmiechał się w ten swój firmowy sposób. O dziwo zawsze mnie to uspakajało, dawało mi poczucie bezpieczeństwa, mimo że nie powinnam się przy tym człowieku tak czuć. W brew sobie zaczęłam się przekonywać do Justina i do tego, że naprawdę żałuje. Ale nigdy, przenigdy nie zapomnę mu tego co mi zrobił.
Nagle poczułam jak Bieber wpycha mnie do jakiegoś małego pomieszczenia, a serce mi prawie wyskoczyło z klatki piersiowej. Już otwierałam usta by zacząć piszczeć i krzyczeć o pomoc, ale szatyn przycisnął mi swoją wielką dłoń do moich ust. Skinął głową na drzwi, a w tym samym momencie usłyszałam znany mi głos.
- Ta mała dziwka nam uciekła. - warknął James, a moje oczy momentalnie napełniły się łzami. - Chyba ten ten śmieć Bieber jej pomagał, zapłaci mi za to. - bodajże mężczyzna musiał w coś kopnąć, ponieważ usłyszałam dźwięk jak coś uderza o podłogę.
- Złapiemy ją prędzej i później. Przecież on nie będzie przy niej 24/7, ma pracę. - powiedział mi nieznany głos. Czułam jak moja klatka piersiowa unosi się nierównomiernie w górę i w dół, a łzy prawie wypływają z oczu.
- W sumie masz rację, chodź stąd. - stwierdził, a po chwili usłyszałam jak jakieś drzwi się zatrzaskują. Jednak moment odczekaliśmy, ponieważ mogli tak tylko udać, że wyszli. W swoim życiu obejrzałam miliony filmów kryminalnych i wiem, że to może być pułapka. Justin mnie puścił, po czym otworzył drzwi i wyjrzał przez małą szparą. Wyszedł co oznaczało, że faktycznie sobie poszli. Niezbyt pewnie zrobiłam to samo, a gdy już tam stałam, to wierzchem dłoni otarłam łzę, która spływała po moim policzku.
- O-oni mówili prawdę? - zapytałam drżącym głosem. Powoli czułam jak opuszczają mnie siły do życia. Miałam ochotę się poddać bez walki, podnieść białą flagę i poczekać aż wszyscy moi wrogowie ją zobaczą. To co się działo w Nowym Jorku zdecydowanie nie jest na moją psychikę. Jak nie gwałt, ciąża, to jakiś psychol mnie ściga.
- Nie wiem Amy, ale obiecuję, że wszystko będzie dobrze. - powiedział, a następnie podszedł do mnie ostrożnie. Niezbyt pewnie ramionami otulił moje ciało, po czym przycisnął do swojego torsu. Przez chwilę nie miałam pojęcia co zrobić. Odepchnąć go, czy może po prostu się wtulić? Mózg i serce toczyły wojnę, ale w końcu wygrało to drugie. Nie przekonana oparłam swoją głowę o klatkę piersiową Justina i się w niego wtuliłam. Woń jego perfuma otoczyła mnie tworząc jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa. Przecież nie powinnam się tak czuć przy kolesiu, który mnie krzywdził. Jednak prawda była taka, że gubiłam się w tym co czuje, co dzieje się w moim życiu. Lał straszny deszcz, a pioruny nie szczędziły sobie na strzelaniu w moje nadzieje na lepsze jutro.
Justin
Było mi cholernie szkoda Amelii. Ta drobna istotka w niecałe trzy miesiące przeszła więcej niż nie jeden człowiek. Nie powiem, bo plułem sobie w brodę za to, że ja to wszystko zapoczątkowałem. Jeśli miałem ochotę na seks, to do kurwy nędzy mogłem iść do burdelu, a nie wykorzystywać niewinną dziewczynę. Jednak tak to jest, że człowiek zawsze rozumie swoje błędy po wszystkim. Gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym to bez większego wahania.
Rósł we mnie mały płomyczek nadziei, że Amelia jednak mi wybaczy. Jednak wtedy była przerażona, zdruzgotana i pewnie nie wiedziała co robi. Na następny dzień pewnie znowu będzie mnie traktowała jak największe zło. W sumie nie dziwiłem jej się nawet.
Wszedłem do pokoju dziewczyny, a następnie położyłem jej ciało na miękkim łóżku. Zasnęła w drodze powrotnej, a nie chciałem jej bez potrzeby budzić. Okryłem jej ciało kocem, torebkę odłożyłem na sofę i cicho wycofałem się z jej pokoju. Skierowałem się w stronę swojego, gdzie już po chwili byłem. Już wyciągałem papierosa, żeby zapalić, ale nagle mój telefon zaczął dzwonić. Zmarszczyłem brwi, po czym wziąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz. Zmroziło mi krew w żyłach, kiedy zobaczyłem kto dzwoni. James. C-h-o-l-e-r-a.
Przejechałem palcem po wyświetlaczu, a następnie przysunąłem telefon do swojego ucha.
- Czego chcesz? - zapytałem szorstko na powitanie. Między wargi wsadziłem papierosa, a następnie podpaliłem jego końcówkę zaciągając się dymem.
- Milej. - warknął, a ja przewróciłem oczami i zacisnąłem szczękę. Wystarczył tylko jedno słowo padające z jego ust, a ja już byłem gotów go zabić. - Masz coś, a raczej kogoś, kto jest mój. Więc lepiej mi ją oddaj, jeśli nie chcesz, żeby coś przykrego ci się stało.
- Po pierwsze Amelia to nie przedmiot, żeby się o nią targować. Po drugie mam w dupie twoje groźby, więc zachowaj je sobie dla kogoś, kto będzie się ich bał. Po trzecie spierdalaj. - każde słowo wycedziłem przez zaciśnięte zęby, a telefon tak mocno ściskałem, że aż byłem w szoku, że był jeszcze cały.
- Okej, spoko nie chcesz mi iść na rękę, to nie ma sprawy. Już chyba zapomniałeś co się stało rok temu kolego, a dziwne, bo strasznie ją kochałeś. - zaśmiał się gorzko, a ja zacisnąłem szczękę i odstawiłem papierosa do popielniczki.
- Jeśli tkniesz Amelkę, to utnę ci jaja, poćwiartuje je i dam na pożarcie psom. - syknąłem czując, że złość we mnie narasta z sekundy na sekundę coraz bardziej.
- Dobranoc Bieber. - rozłączył się.
~ * ~
Wiem, wiem nawaliłam z terminem. PRZEPRASZAM. Miałam bierzmowanie, codziennie próby, więc nie miałam czasu. Rozdział spieprzyłam co ostatnio zdarza mi się często. Chyba tracę wenę co do tego opowiadania eh.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. TO MNIE MOTYWUJE DO DALSZEGO PISANIA, SPRAWIA, ŻE SIĘ UŚMIECHAM.
Nie przejmuj się kochanie :) Rozdział jest świetny
OdpowiedzUsuńTo nie prawda rozdział jest świetny .Z wielką chęcią czekam na następny :) :3
OdpowiedzUsuńJakby mu wybaczyła to by było super*.* rozdział świetny aczkolwiek troszkę przerażający :O
OdpowiedzUsuńrozdzial jest cudowny. mam nadzieje ze justin zrobi cos z jamesem. czekam na nastepny. @biebztario.
OdpowiedzUsuń" - Jeśli tkniesz Amelkę, to utnę ci jaja, poćwiartuje je i dam na pożarcie psom. " hahahahahahahahahaahaha jesteś moim Bogiem XD mam nadzieję ze Amy mu wybaczy choć napewno to bardzo trudne :c życzę duuużo weny ^.^
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńNic sie nie stalo. A rozdzial jal zawsze super :3
OdpowiedzUsuńdla mnie genialne x
OdpowiedzUsuń@SwaglandJB
Błagam tylko żeby Ci nie przyszedł pomysł na zawieszenie bloga . On jest świetny
OdpowiedzUsuńSuper już nie mogę doczekać się następnego! :) xx @xxhemmings69
OdpowiedzUsuńTo jest boskie
OdpowiedzUsuńChwila, chwila on ją kochał? On ją wczesnej znał? I jeszcze raz ON JĄ KOCHAŁ?! Kocham i czekam na nn xoxo
OdpowiedzUsuńPisz dalej , nie myśl że spieprzyłaś bo to nieprawda <3 Kocham i czekam nn
OdpowiedzUsuńJest idealny czekam nn! ;) @Yo_Nigga__
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się rozdzial wyszedł jak zwykle intrygująco :)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co do wspomnianej dziewczyny 0.0
czyżby Justin próbował odzyskać Amy? Życzę mu powodzenia *.*
Kochana weny I mnóstwo czasu :)
Zapraszam do siebie www.biebsopowiadanie.blogspot.com
@missbizzlexo
świetny! pisz dalej
OdpowiedzUsuń